Ciekawości i nowości filmowe: Gilbert Chan, czyli
współczesne kino grozy.
Będąc kiedyś na wykładzie z „Historii
filmu” ze zdziwieniem przysłuchiwałem się twierdzeniu, że kino autorskie się
kończy i z filmowców – autorów ostał się jedynie Woody Allen i ewentualnie
bracia Coen. Oczywiście takie twierdzenie jest ignoranckie. Kino autorskie ma
się bardzo dobrze, choć może nie jest tak wydumane i aroganckie, jak bywało za
czasów Francuskiej Nowej Fali. Istnieje masa współczesnych filmowców
wpisujących się w pojęcie „autora”. Termin ten wcale nie musi kojarzyć się z
egzystencjalnym, filozoficznym kinem traktującym w dużej mierze o samym twórcy
obrazu. Oczywiście kręcenie filmów o sobie samym nie musi oznaczać czysto
autobiograficznego podejścia. Miało i ma ono często charakter przemyśleń,
budowania własnego świata z charakterystycznymi bohaterami, powielania pewnych
schematów w kolejnych tytułach, itd. Weźmy na przykład Wesa Andersona. Jego
filmy nie mają elementów autobiograficznych, ale wszystkie rozgrywają się w podobnym
świecie. Świecie kreowanym przez reżysera w pełni świadomie i konsekwentnie.
Absolutnie nie zamierzam, w tym miejscu, krytykować,
ani umniejszać pozycji „400 batów” Truffaut, czy „Persony” Bergmana (choć
pierwszy z tytułów bardzo cenię, a drugi już nie). Moim celem jest jedynie
wskazanie, że kino autorskie może być również „lekkie i przyjemne”. To co dla
mnie jest najważniejsze u autorów filmowych, to umiejętność budowania własnego
świata, sieci powiązań, pomiędzy poszczególnymi filmami, albo po prostu utrzymywanie
podobnej stylistyki w swoich obrazach.
Przykładem współczesnego reżysera, który
być może nie jest najlepszym filmowcem, ale za to spełnia normy autora i
również buduje swój świat na ekranie jest Gilbert Chan. Pragnę napisać o nim
kilka zdań, ponieważ wydaje mi się autorem niekonwencjonalnym, a jednocześnie,
jako początkujący twórca jest jeszcze słabo znany.
Chan pochodzi z Singapuru i ma na swoim
koncie dopiero trzy filmy. Pierwszy z nich Xing
Fu Wan Sui (2009) pozwolę sobie pominąć, jako że jest komedią, która nie
wpisuje się w schemat kolejnych dwóch tytułów. Dwa pozostałe obrazy Chana, 23:59 (2011) i Ghost Child (2013), wydają się mieć w sobie spory potencjał.
Bezsprzecznie w obu filmach widoczny
jest brak warsztatu. Nie są to horrory na miarę obrazów, przeżywającego złoty
okres w swojej twórczości, Jamesa Wana, który z kolei może pochwalić się
świetną stroną techniczną i montażową swoich tytułów. Nie są to też filmy
przełomowe dla azjatyckiego kina grozy, jak Ring
Hideo Nakaty, czy Klątwa (a właściwie
„Klątwy”) Takashiego Shimizu. Mimo to Chan potrafił spowodować, że mocno
zainteresowałem się jego pracą. To, co wydało mi się najciekawsze w jego,
ubogiej póki co, twórczości, to wykorzystywanie podobnych schematów fabularnych
i motywów, które jednak nie są głównym nurtem przedstawionych wydarzeń a
stanowią jedynie punkt wyjścia do rozwinięcia historii, albo znajdują się obok
i budują napięcie.
Akcja 23:59 rozgrywa się w singapurskiej jednostce wojskowej, w której
straszy. Fabuła opiera się na kilkunastu scenkach z życia żołnierzy, które
łączą się, mniej więcej, w całość. Rzeczą, która od razu uderza widza jest
wygląd żołnierzy i obyczaje panujące w wojsku. W Singapurze służba wojskowa
jest obowiązkowa, lecz jeśli wierzyć filmowi Chana, ma ona raczej charakter
szkolenia, czy kursu i nie jest zbyt ciężka („trudne” zadania dla żołnierzy,
takie jak marsz na kilka kilometrów, z niewielkimi plecakami, przypominają
raczej obóz wędrowny). Jednakże moja wiedza na temat Singapuru jest zbyt uboga,
aby stwierdzić, czy Chan nie radzi sobie z realnym przedstawieniem jednostki
wojskowej, czy też na południe od Malezji panują odmienne obyczaje szkolenia
żołnierzy. W każdym razie wszystko to wygląda sztucznie.
Najnowszy film Gilberta Chana Ghost Child rozgrywa się w zgoła innych
realiach i posiada bardziej składną fabułę, niż 23:59. Główną bohaterką obrazu jest Kim Tan - nastoletnia
dziewczyna, która niedawno straciła matkę. Ciężko przeżywając ten cios musi
poradzić sobie z kolejnym zmartwieniem, którym jest nowa narzeczona jej ojca. Kim
od początku przeczuwa, że z kobietą jest coś nie tak i że skrywa ona jakąś
tajemnicę.
Ghost
Child jest filmem dużo solidniejszym od 23:59, porządnie nakręconym i
trzymającym w napięciu. Oczywiście wciąż nie jest to dzieło wybitne, ale
progres twórcy, przy zachowaniu całkiem oryginalnej stylistyki jest mocno
widoczny.
W 23:59
i Ghost Child pojawia się sporo tych samych motywów. Po pierwsze i
najważniejsze: motyw skrzywdzonego dziecka, które mści się pod postacią ducha.
W 23:59 była to zdeformowana
dziewczynka będąca za życia obiektem kpin, w Ghost Child tytułowy duch dziecka, które w gruncie rzeczy jest
płodem poddanym aborcji i przemienionym w toyola.
Toyol jest duchem występującym w mitologii azjatyckiej, szczególnie na terenach
Indonezji, Malezji i Singapury. Według wierzeń to dusza dziecka przywołana
przez szamana z martwego płodu. W obu filmach, oprócz głównej zjawy pojawia się
również duch matki. Co ciekawe, jest on raczej bierny i nie ingeruje
bezpośrednio w poczynania bohaterów. W 23:59
pojawia się częściej i ukazuje się w
antropomorficznym kształcie, natomiast w Ghost
Child jedynie „czuć” jego obecność. Jednocześnie w obu filmach pojawiają
się osieroceni młodzi ludzie (połowicznie, bądź całkowicie), którzy właśnie z
tego powodu nabywają zdolność komunikowania się z duchami.
Żeby zjaw nie było zbyt mało, to reżyser
wykorzystał jeszcze motyw opowiadania strasznych historii, co poniekąd wpływa
na wielowarstwowość utworu.[1] Owo
straszenie się, występuje w czysto towarzyskiej i prostej formie – znajomi opowiadają
sobie historie o duchach. Co ciekawe, w obu filmach rolę snującego opowieści odgrywa ten sam aktor. Wydaje mi się, że zastosowanie takiego chwytu w Ghost Child jest nawiązaniem do 23:59, tym bardziej, że aktor ów pojawia
się w nowszym obrazie Chana tylko na kilka minut, po to jedynie, aby właśnie postraszyć
swoją publiczność – na ekranie i poza nim.
Pomimo, że bohaterowie obu filmów
próbowali przebłagiwać nawiedzające ich duchy, odprawiając w ich intencji
modlitwy, to zakończenia obu obrazów dają do zrozumienia, że straszenie wcale
się nie skończyło.
Dla zainteresowanych trailer Ghost Child:
A tutaj oficjalny facebook Gilberta Chana: https://www.facebook.com/gilbertchankc.
[1] Oczywiście nie chodzi tu o
wielowarstwowość w rozumieniu Romana Ingardena J. Być może "wielowymiarowość" byłaby lepszym sformułowaniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz