piątek, 15 listopada 2013

Ciekawości i nowości filmowe: Gilbert Chan, czyli współczesne kino grozy.

Będąc kiedyś na wykładzie z „Historii filmu” ze zdziwieniem przysłuchiwałem się twierdzeniu, że kino autorskie się kończy i z filmowców – autorów ostał się jedynie Woody Allen i ewentualnie bracia Coen. Oczywiście takie twierdzenie jest ignoranckie. Kino autorskie ma się bardzo dobrze, choć może nie jest tak wydumane i aroganckie, jak bywało za czasów Francuskiej Nowej Fali. Istnieje masa współczesnych filmowców wpisujących się w pojęcie „autora”. Termin ten wcale nie musi kojarzyć się z egzystencjalnym, filozoficznym kinem traktującym w dużej mierze o samym twórcy obrazu. Oczywiście kręcenie filmów o sobie samym nie musi oznaczać czysto autobiograficznego podejścia. Miało i ma ono często charakter przemyśleń, budowania własnego świata z charakterystycznymi bohaterami, powielania pewnych schematów w kolejnych tytułach, itd. Weźmy na przykład Wesa Andersona. Jego filmy nie mają elementów autobiograficznych, ale wszystkie rozgrywają się w podobnym świecie. Świecie kreowanym przez reżysera w pełni świadomie i konsekwentnie.
Absolutnie nie zamierzam, w tym miejscu, krytykować, ani umniejszać pozycji „400 batów” Truffaut, czy „Persony” Bergmana (choć pierwszy z tytułów bardzo cenię, a drugi już nie). Moim celem jest jedynie wskazanie, że kino autorskie może być również „lekkie i przyjemne”. To co dla mnie jest najważniejsze u autorów filmowych, to umiejętność budowania własnego świata, sieci powiązań, pomiędzy poszczególnymi filmami, albo po prostu utrzymywanie podobnej stylistyki w swoich obrazach.  
Przykładem współczesnego reżysera, który być może nie jest najlepszym filmowcem, ale za to spełnia normy autora i również buduje swój świat na ekranie jest Gilbert Chan. Pragnę napisać o nim kilka zdań, ponieważ wydaje mi się autorem niekonwencjonalnym, a jednocześnie, jako początkujący twórca jest jeszcze słabo znany.
Chan pochodzi z Singapuru i ma na swoim koncie dopiero trzy filmy. Pierwszy z nich Xing Fu Wan Sui (2009) pozwolę sobie pominąć, jako że jest komedią, która nie wpisuje się w schemat kolejnych dwóch tytułów. Dwa pozostałe obrazy Chana, 23:59 (2011) i Ghost Child (2013), wydają się mieć w sobie spory potencjał.
Bezsprzecznie w obu filmach widoczny jest brak warsztatu. Nie są to horrory na miarę obrazów, przeżywającego złoty okres w swojej twórczości, Jamesa Wana, który z kolei może pochwalić się świetną stroną techniczną i montażową swoich tytułów. Nie są to też filmy przełomowe dla azjatyckiego kina grozy, jak Ring Hideo Nakaty, czy Klątwa (a właściwie „Klątwy”) Takashiego Shimizu. Mimo to Chan potrafił spowodować, że mocno zainteresowałem się jego pracą. To, co wydało mi się najciekawsze w jego, ubogiej póki co, twórczości, to wykorzystywanie podobnych schematów fabularnych i motywów, które jednak nie są głównym nurtem przedstawionych wydarzeń a stanowią jedynie punkt wyjścia do rozwinięcia historii, albo znajdują się obok i budują napięcie.

Akcja 23:59 rozgrywa się w singapurskiej jednostce wojskowej, w której straszy. Fabuła opiera się na kilkunastu scenkach z życia żołnierzy, które łączą się, mniej więcej, w całość. Rzeczą, która od razu uderza widza jest wygląd żołnierzy i obyczaje panujące w wojsku. W Singapurze służba wojskowa jest obowiązkowa, lecz jeśli wierzyć filmowi Chana, ma ona raczej charakter szkolenia, czy kursu i nie jest zbyt ciężka („trudne” zadania dla żołnierzy, takie jak marsz na kilka kilometrów, z niewielkimi plecakami, przypominają raczej obóz wędrowny). Jednakże moja wiedza na temat Singapuru jest zbyt uboga, aby stwierdzić, czy Chan nie radzi sobie z realnym przedstawieniem jednostki wojskowej, czy też na południe od Malezji panują odmienne obyczaje szkolenia żołnierzy. W każdym razie wszystko to wygląda sztucznie.



Najnowszy film Gilberta Chana Ghost Child rozgrywa się w zgoła innych realiach i posiada bardziej składną fabułę, niż 23:59. Główną bohaterką obrazu jest Kim Tan - nastoletnia dziewczyna, która niedawno straciła matkę. Ciężko przeżywając ten cios musi poradzić sobie z kolejnym zmartwieniem, którym jest nowa narzeczona jej ojca. Kim od początku przeczuwa, że z kobietą jest coś nie tak i że skrywa ona jakąś tajemnicę.
Ghost Child jest filmem dużo solidniejszym od 23:59, porządnie nakręconym i trzymającym w napięciu. Oczywiście wciąż nie jest to dzieło wybitne, ale progres twórcy, przy zachowaniu całkiem oryginalnej stylistyki jest mocno widoczny.   


  
W 23:59  i Ghost Child pojawia się sporo tych samych motywów. Po pierwsze i najważniejsze: motyw skrzywdzonego dziecka, które mści się pod postacią ducha. W 23:59 była to zdeformowana dziewczynka będąca za życia obiektem kpin, w Ghost Child tytułowy duch dziecka, które w gruncie rzeczy jest płodem poddanym aborcji i przemienionym w toyola. Toyol jest duchem występującym w mitologii azjatyckiej, szczególnie na terenach Indonezji, Malezji i Singapury. Według wierzeń to dusza dziecka przywołana przez szamana z martwego płodu. W obu filmach, oprócz głównej zjawy pojawia się również duch matki. Co ciekawe, jest on raczej bierny i nie ingeruje bezpośrednio w poczynania bohaterów. W 23:59  pojawia się częściej i ukazuje się w antropomorficznym kształcie, natomiast w Ghost Child jedynie „czuć” jego obecność. Jednocześnie w obu filmach pojawiają się osieroceni młodzi ludzie (połowicznie, bądź całkowicie), którzy właśnie z tego powodu nabywają zdolność komunikowania się z duchami.
Żeby zjaw nie było zbyt mało, to reżyser wykorzystał jeszcze motyw opowiadania strasznych historii, co poniekąd wpływa na wielowarstwowość utworu.[1] Owo straszenie się, występuje w czysto towarzyskiej i prostej formie – znajomi opowiadają sobie historie o duchach. Co ciekawe, w obu filmach rolę snującego opowieści odgrywa ten sam aktor. Wydaje mi się, że zastosowanie takiego chwytu w Ghost Child jest nawiązaniem do 23:59, tym bardziej, że aktor ów pojawia się w nowszym obrazie Chana tylko na kilka minut, po to jedynie, aby właśnie postraszyć swoją publiczność – na ekranie i poza nim.
Pomimo, że bohaterowie obu filmów próbowali przebłagiwać nawiedzające ich duchy, odprawiając w ich intencji modlitwy, to zakończenia obu obrazów dają do zrozumienia, że straszenie wcale się nie skończyło. 

Dla zainteresowanych trailer Ghost Child:


A tutaj oficjalny facebook Gilberta Chana: https://www.facebook.com/gilbertchankc.
      




[1] Oczywiście nie chodzi tu o wielowarstwowość w rozumieniu Romana Ingardena J. Być może "wielowymiarowość" byłaby lepszym sformułowaniem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz